Po co nam w ogóle symulatory? Zdziwisz się, jeżeli dotąd myślałeś, że tylko do rozrywki. Spora część społeczeństwa na hasło „symulatory do gier wyścigowych” wyobraża sobie „królestwo hazardu” na poziomie deptaku przy plaży w Kołobrzegu. Ileż to kilogramów monet człowiek tam przetracił!
Tymczasem dynamiczny rozwój branży simracingowej podyktowany jest w znacznym stopniu wymogami rynku motoryzacyjnego. Fabryki samochodów zaczęły z powodzeniem używać symulatorów do testowania swoich ustawień technicznych. Dzięki temu mogą w tańszy i bezpieczniejszy sposób udoskonalać produkcję aut. Również profesjonalne zespoły wyścigowe doceniły możliwości treningowe, jakie daje ściganie w Symulatorze. Celowo użyliśmy tu wielkiej litery, bo symulator Symulatorowi nierówny.
Kiedyś symulatorem było po prostu siedzisko (które trochę przypominało prawdziwy pojazd) połączone z jakąś-tam kierownicą i bardziej lub mniej zaawansowanym ekranem. Technika ruszyła do przodu i nagle mamy sytuację, w której dane telemetryczne z prawdziwych pojazdów pozwalają perfekcyjnie odwzorować zachowanie samochodu na torze.
Symulator to już nie tylko zapoznanie się z nitką toru (do tego przydawał się kiedyś kierowcom profesjonalnym). Teraz kierujący odczuje każdą zmianę powierzchni, zmianę warunków pogodowych, a nawet zużycie opon. Opon, których teoretycznie nie ma (!)
O tym, jak bardzo świat wirtualnych wyścigów wymieszał się z rzeczywistym, niech świadczy historia fińskiego gracza simracingu, który w wirtualnych wyścigach bił na głowę profesjonalistów. Gregger Huttu, bo tak się nazywa, stanął w końcu przed możliwością przetestowania swoich umiejętności w prawdziwym pojeździe. I co się okazało? Wszystkim opadły szczęki, bo Huttu praktycznie nie ustępował wynikami profesjonalistom, a wyćwiczone na symulatorze manewry wprowadzał w życie z taką precyzją, że wygrał jedno z okrążeń. A teraz hit. Gregger Huttu w rzeczywistości nie miał prawa jazdy i w życiu nie prowadził nawet Matiza.
Zatem widzisz, jakie możliwość daje Ci współczesny e-racing. Jesteś w stanie opanować umiejętności, do jakich zawodowi kierowcy dochodzą latami, a to wszystko dzięki wiernemu odwzorowaniu parametrów zarówno auta jak i toru. Aspekty wizualne, czy absolutnie zjawiskowa grafika 3D jest w stanie zmylić Twój umysł i sprawić, że naprawdę poczujesz „to coś”.
Dlaczego postawiliśmy na Evolve Motion. Co takiego zauroczyło nas właśnie w tym modelu symulatora?
Evolve motion to mobilna platforma, która pozwala Ci się dosłownie zanurzyć w atmosferze ścigania. Symulator jest skonsutruowany tak, że generuje aż sześć typów ruchu adekwatnych do prawdziwego bolida. Możesz więc odczuwać „falowanie i spadanie”, ale także kołysanie pod różnymi kątami, czy przechyły do przodu i tyłu, a wszystko za sprawą aż sześciu siłowników. Sposób, w jaki porusza się pojazd możesz prześledzić na krótkich filmikach video dostępnych na stronie producenta. Evolve motion posiada także hydrauliczne pedały i doskonalą kierownicę z napędem bezpośrednim. Wszystko po to, żeby było jak najbliżej realu. Do tego dorzuć jeszcze 3 zaokrąglone ekrany LCD i możesz ustawiać się na linii startowej.
Całość konstrukcji pracuje płynnie w zaskakująco cichy sposób. To kolejna cecha, która pozwala Ci zapomnieć, że tak naprawdę nadal jesteś w pomieszczeniu, a nie na prawdziwym torze. „Zanurzenie”, czyli totalne oddanie się temu, co w danej chwili robisz.
Symulator od Evolve jest wykonany z najwyższej jakości aluminium, pomalowanego proszkowo w kolorze matowej czerni. Całość wygląda niezmiernie estetycznie. Waga symulatora może zaskoczyć -340kg, ale na szczęście nie będzie to Twój problem.
Skorzystaj z tego, że żyjesz w czasach, które oferują rozrywkę na poziomie, jakiego jeszcze nie było. Realizm, jakiego do tej pory doświadczali jedynie zawodowcy, jest dosłownie w zasięgu twojej ręki. A może kierownicy?
